czwartek, 16 listopada 2017

17. Sztuczna miłość


Po dłuższej chwili dochodzę do siebie i wstaję, choć jestem totalnie roztrzęsiona. Patrzę na Maćka, patrzę na odbicie mnie samej i mojego pokoju w lustrze, po czym siadam na łóżku, trwając w niemym stuporze. Czuję się zbyt przytłoczona, żeby zdobyć się w ogóle na jakikolwiek uporządkowany proces myślowy. Jedna myśl przewija się wyjątkowo natarczywie: wybrzydzałam, kiedy się okazało, że mój chłopak jest wielorybem, a tu nagle takie coś!
W końcu biorę się w garść. Gdyby rodzice wrócili wcześniej, to lepiej, żeby nie zastali mnie bez ubrania, siedzącej w jednym pokoju z chłopakiem nie dość, że też gołym, to jeszcze nie całkiem żywym… Coś muszę w końcu zrobić – na przykład się ubrać. Ale co z nim?
Nie bez wysiłku naciągam na Maćka szorty i koszulkę. Nie daje żadnych znaków życia. Jak tam było? „Prawą stopą w pobliżu źródła energii”? Nie ma sprawy. Przeciągam tego nieszczęśnika po podłodze aż pod ścianę i wyciągam jego nogę w stronę kontaktu. Wtedy dostrzegam długą bliznę wokół całej pięty, jak gdyby ktoś próbował mu ją odkroić. Gładzę bliznę w zamyśleniu. Ku mojej zgrozie, pięta odskakuje od reszty stopy. Ale nie ma krwi i mięsa, jest wtyczka. Nawet mnie to specjalnie nie dziwi po tym wszystkim. Wkładam wtyczkę do kontaktu.
Aż podskakuję, gdy Maciek wydaje z siebie elektroniczne piśnięcie. Jego zielone oczy na sekundę rozświetlają się na niebiesko, ale nie odzyskuje przytomności, o ile w jego przypadku można w ogóle mówić o przytomności.
Kucam obok, patrząc na jego twarz, nagle upiorną, choć tylko w moim odbiorze, bo przecież jej wygląd się nie zmienił, na lekko i powoli się unoszącą klatkę piersiową, i dalej nie wiem, co myśleć. Sytuacja przerasta moją zdolność pojmowania. Jak to, on jest sztuczny? Przecież rozmawiałam z nim w miarę normalnie, a nawet… Odciągam myśli od tego, co działo się jeszcze przed chwilą.
Oddycha, serce mu bije, jego ciało miało przecież normalną temperaturę, więc jak może być androidem? To się wydaje kompletnie niemożliwe, ale z drugiej strony stanowi najlepsze wytłumaczenie niektórych sytuacji. Wtedy, na drodze, myślałam, że coś mu się stało, że jego życie jest w niebezpieczeństwie – a jemu po prostu padła bateria! Ratownik medyczny Tom Buckfeather nie wiedział, jak mu pomóc, zrobił z siebie idiotę przed lekarzem, bo nie miał do czynienia ze człowiekiem! Teraz wcale się nie dziwię, dlaczego po zatrudnieniu w szwalni tak szybko opanował pracę, że już pierwszego dnia stał się najbardziej wydajnym pracownikiem… A przede wszystkim rozumiem, dlaczego Maciek zawsze odmawiał poczęstunku, a pytany o jedzenie zbywał temat: bo żywi się elektrycznością.
Ale przecież wodę wypił, kiedy nalegałam! O co chodzi? Może to nie zwykły robot – o ile w tej sytuacji jest cokolwiek zwykłego – a cyborg? Jakim cudem i z jakich powodów pokonał z buta drogę z Arizony do północnej Kalifornii? I o co chodzi z tą gadką o jego okrutnym ojcu?
– W coś ty mnie wpakował, Maćku – przemawiam czule.
Gładzę jego lewą dłoń, podnoszę do ust i składam delikatny pocałunek. Oto moje życie w pigułce: kocham wieloryba, a idę do łóżka z robotem! Cóż, przynajmniej w ciążę nie zajdę, chyba że trafiłam na wyspecjalizowanego robota-inseminatora.
Nagle widzę, że paznokieć serdecznego palca jest jakby obluzowany. Ostrożnie próbuję go osadzić na miejscu, bo co, jeżeli odpadnie? Przykleję superglutem? Ale nie mogę przezwyciężyć ciekawości: cóż on ma pod spodem, pod tą skórą? Paznokieć odsuwa się na bok, jakby był zamocowany na zawiasie. A pod spodem…? Gniazdo USB!
Bez namysłu biorę swój laptop i kabelkiem od telefonu podłączam do niego palec Maćka. „Wykryto nowe urządzenie: MACIEK-15”. Niebawem na ekranie lapka pojawia się eleganckie seledynowe okno interfejsu, ale przesłania mi je mniejsze okienko.

Nazwa użytkownika: Test01
Hasło: _

Ot i zagwozdka. Co wpisać? Nie mam pojęcia. Zaczynam od standardowego „1234”, ale hasło jest nieprawidłowe. Potem wpisuję słowa „hasło” i „maciek”. Bezskutecznie. Nie ma mowy, nie odkryję tajemnicy Maćka, w każdym razie jeszcze nie dziś. Bez większego przekonania wprowadzam jeszcze „Test01”. I tym razem trafiam w dziesiątkę. Widocznie admin, czy jak go tam zwać, założył najprostsze możliwe hasło, bo nie przewidywał, że ktokolwiek inny w ogóle będzie oglądać Maćka od tej strony.
Otwierają się przede mną różne opcje. „Sieć znajomych”, „Wspólne chwile”, „Ustawienia”. Ale zanim do nich zajrzę, sprawdzam, czy MACIEK-15 wyświetla się jako urządzenie w menu „Mój komputer”. Wyświetla się, więc sprawdzam, jakie pliki mój niedawny kochanek ma w pamięci.
Większość to jakieś informatyczne czary-mary, które nic mi nie mówią. Ale nie wszystkie. Spotykam na przykład katalog „Pomoce”. Znajduję tam, między innymi, zestaw sterowników do nawigacji GPS, bardzo obszerny słownik języka angielskiego i nieco mniejszy hiszpańskiego. Jest też katalog z filmami. „Przeminęło z wiatrem”, „Casablanca”, “To wspaniałe życie”… Amanda miałaby ucztę. Są też nowsze pozycje: „Bezsenność w Seattle”, „To właśnie miłość”, cała tetralogia „Zmierzchu”… I kilka pornosów, takich z fabułą, w tym parodia „Gwiezdnych wojen”, w której występują Hung Solo i Darth Vagin. W innym katalogu jest mnóstwo piosenek na MP3, ciekawe, czy zdobytych legalnie. Jeszcze inny zawiera portrety dziewczyn. Różne rasy, fryzury, kolory oczu, typy fizjonomii... Tak na oko z pięć tysięcy. Czy to są jego poprzednie partnerki? Nie wydaje mi się, daty wykonania fotografii są bardzo zróżnicowane i obejmują zakres dwudziestu lat.
Zaglądam też do folderu „Dokumenty”. I tam dopiero pewne sprawy się wyjaśniają. Na przykład „Reklama 1”:

Nasz Superchłopak™ (notatka na marginesie: Trzeba zmienić ostateczną nazwę produktu; ryzyko pozwu) firmy Crushtronic™ będzie dla każdej dziewczyny partnerem, o jakim marzy!
Wygląd zewnętrzny: szeroki wybór opcji, od rasy (notatka na marginesie: Zmienić na „koloru skóry”) do koloru oczu.
Charakter: w zależności od Twoich upodobań i wykorzystanego oprogramowania, Twój Superchłopak™ może być czułym romantykiem albo niestrudzonym **baką (notatka na marginesie: Zmienić na „ogierem”), otoczy Cię opieką albo pozwoli, abyś Ty zaopiekowała się nim. Będzie sportowcem, „niegrzecznym chłopcem” lub nerdem, ale nigdy się z Tobą nie pokłóci. Możliwości są niewyczerpane!
W przyszłości planowana jest produkcja specjalnej linii autoryzowanych Superchłopaków™ imitujących Twoich ulubionych artystów, celebrytów, postacie z filmów, gier wideo itp.
Dopisek u dołu: A co z wersją na rynek LGBT? Komentarz do dopisku: Ty nie pytasz, my nie odpowiadamy.

Albo drugi plik: „Maile z 10 lipca”

10 lipca, 10:59
Pan Maurice Wilder
Dyrektor Generalny Crushtronic Ltd.

Prototyp przeszedł wszelkie moje oczekiwania. Nie wszystkie dziewczęta z grupy testowej są jeszcze w pełni zadowolone, ale jestem pewien, że w ciągu następnych miesięcy zlikwidujemy wszelkie usterki i do Bożego Narodzenia zdołamy wprowadzić Superchłopaka do produkcji seryjnej. Oczywiście podstawowy model musi się nazywać jakoś inaczej niż „Maciek”.

Z poważaniem,

Prof. Wolfgang von Schwarzgewitter
Kierownik Działu Badawczo-Rozwojowego


10 lipca, 14:55

Profesorze von Schwarzgewitter,

Cieszy mnie Pańska opinia, jednakże historia ucieczek prototypu wskazuje, że prace nad samoświadomością osiągnęły stopień zbyt wysoki jak na nasze potrzeby. Przed wprowadzeniem do produkcji seryjnej konieczne jest opracowanie i wprowadzenie zabezpieczeń przeciwko takim incydentom. Nie myślę wyłącznie o monitoringu.

M. Wilder
CEO Crushtronic Ltd.


Jestem wstrząśnięta. Historia jak z filmu: android, który uzyskał samoświadomość i spierniczył swojemu twórcy! I kij z tym, że to nie żaden elektroniczny morderca, a najwyżej elektroniczny kochaś. Czyżby to Schwarzgewitter albo Wilder był człowiekiem, którego Maciek nazywa ojcem? Tak, mówił, że jego ojciec to kierownik w korporacji. A może nie uciekł? Może specjalnie został wysłany, żeby podrywać laski w ramach prób? Może to ja jestem jedną z „dziewcząt z grupy testowej”? Tyle pytań…
Odpowiedzi szukam w seledynowym interfejsie. Najpierw „Sieć znajomych”. Moim oczom ukazują się w prostokątnych ramkach krótkie profile różnych osób, opatrzone zdjęciami, zrobionymi najwyraźniej z oczu Maćka. Na szczycie ja sama, podświetlona na złoto. „Laurie. Status: ukochana. Ostatnio widziana: dzisiaj, o godzinie 17:22”. Ze wzruszenia aż samotna łza spływa mi po policzku. Niżej widnieją Kenny, Billy, Cris i krejzolka Ashley, wszyscy mają status „przyjaciele ukochanej”. Nie brakuje też mojego taty, Toma Buckfeathera, jakichś robotnic ze szwalni… Na samym dole, podświetlony na czerwono, status „ojciec”. Ze zdjęcia patrzy surowe oblicze mężczyzny z rozczochraną siwą czupryną i diaboliczną siwo-czarną bródką, ubranego w fartuch laboratoryjny.
Otwieram wyszukiwarkę, wpisuję „Wolfgang von Schwarzgewitter” i od razu pierwszy obraz to bezpośrednie trafienie. Ten sam człowiek z bródką uśmiecha się z samozadowoleniem, ubrany tym razem w garnitur z czerwoną muchą. Teraz wszystko jest dla mnie jasne. Zdjęcie pochodzi ze strony jakiegoś stowarzyszenia biznesowego z Arizony. Szukam informacji o firmie Crushtronic Ltd., ale zdobywam tylko adres i numer z rejestru przedsiębiorców, a oficjalna strona firmy jest w budowie.
Sprawdzam opcję „Wspólne chwile”. Ku swej zgrozie widzę album zdjęciowy. Z moimi zdjęciami, też zrobionymi z oczu Maćka. Najnowsze pochodzą sprzed chwili, kiedy to ja i on… Palą mnie policzki, czuję monstrualne zażenowanie. Cóż, widząc siebie tak, jak widział mnie Maciek, kiedy nad nim górowałam, muszę przyznać mu rację: jestem piękna. Ale moje libido wali się z hukiem na podłogę na widok min, jakie wtedy robiłam. Przewijam szybko w dół, dalej są normalniejsze zdjęcia: ja w koszuli nocnej, ja rozbawiona w sklepie odzieżowym, ja z zakłopotanym uśmiechem na łódce braci Andreas… No i moja zaszokowana twarz, kiedy Maciek, a raczej MACIEK-15, obudził się ze „śpiączki” w domu Buckfeathera i po raz pierwszy wyznał mi miłość.
Na widok tego wszystkiego mimowolnie robi mi się puchato na sercu. Ignoruję myśl, że pewnie właśnie taki był zamysł producenta. Mam ochotę jednym ruchem myszki skasować wszystkie erotyczne zdjęcia, ale w ostatniej chwili, pod wpływem impulsu, zmieniam zdanie i przenoszę je do ukrytego folderu na moim lapku, a pozostałe tylko kopiuję.
No i jeszcze wchodzę w ustawienia. Cóż tam widzę? Suwaki kontrolujące cechy androida: „Miły/Niegrzeczny”, „Skowronek/Sowa”, „Od pierwszego wejrzenia/Dojrzewające uczucie” i inne. Jest pole na zainteresowania, aktualnie puste. Odruchowo wpisuję „wieloryby”, „koszykówkę” i „szarlotkę jabłkową”.
A poniżej – „Śledzenie”?! Robi mi się słabo. To znaczy, że ktoś przez cały czas widzi, co się dzieje z Maćkiem? W jaki sposób spędza czas ze mną i moimi kolegami? I co gorsza – ktoś widział też to, co przed chwilą robiliśmy? Serce podchodzi mi do gardła i jednocześnie tłucze jak baba do wbijania pali. Oczywiście, myślę sobie, że ktoś śledzi Maćka, inaczej skąd ci dwaj faceci, Garcia i Skinner, by wiedzieli, gdzie go szukać? Ale dlaczego w takim razie jeszcze go nie zgarnęli? A może przyjdą i tutaj?
Przezwyciężając mdłości przerażenia, wchodzę w „podgląd śledzenia”. Pojawia się komunikat o błędzie: „Ze względu na ograniczoną pamięć śledzenie odbywa się z opóźnieniem”. Ostatnie dane pochodzą z 11:35, mapa wskazuje zakład odzieżowy w Arcata. Sześć godzin opóźnienia! To znaczy, że ludzie von Schwarzgewittra dopiero po północy się zorientują, że Maciek jest tutaj.
Wyłączam opcję śledzenia, choć program mnie pyta, czy na pewno chcę to zrobić, bo wtedy lokalizacja urządzenia stanie się niemożliwa. Dla pewności wyłączam jeszcze GPS i wszystkie inne opcje, które choćby z grubsza kojarzą się ze śledzeniem i lokalizacją, wprowadzając Maćka w permanentny tryb offline. Do tego przepuszczam swego elektronicznego kochasia przez program antywirusowy, usuwając mu z głowy oprogramowanie szpiegujące, a parę podejrzanych aplikacji kasuję ręcznie. Na koniec zmieniam hasło dostępu admina na własne, po czym opuszczam interfejs.
„Urządzenie MACIEK-15 jest w trybie uśpienia. Obudzić po odłączeniu?” Zgadzam się i wyciągam kabelek z palca sztucznego kochanka.
Z trzaskiem wtyczka od prądu wyskakuje z gniazdka i chowa się w jego pięcie. Maciek gwałtownie podnosi się do siadu, tak jak wtedy, gdy zobaczył mnie pierwszy raz!
Laurie! – woła rozpromieniony. – To było takie wspaniałe!
Zgadzam się. Też mi się podobało. Ale chyba powinieneś mi odpowiedzieć na kilka pytań.
Dostrzega laptopa na moich kolanach i kabel zwisający z portu USB.
Wiesz… czym jestem? – pyta z nagłym przerażeniem.
Tak, zorientowałam się. Male Adolescent Crush Intelligent Emulation Kit, w skrócie MACIEK.
Rzuca się do moich stóp, rozpaczliwie ściska za kostki.
Błagam, Laurie! Miej nade mną litość! Tak, jestem tylko maszyną, ale ja też chciałem być szczęśliwy! Proszę, nie oddawaj mnie Garcii i Skinnerowi! Kiedy wrócą, ojciec zrobi mi krzywdę, może nawet całkiem mnie sformatuje!
Twój ojciec to Wolfgang von Schwarzgewitter, prawda?
Tak – potwierdza, siadając obok mnie. – PROFESOR Wolfgang von Schwarzgewitter. Czuwał nade mną od samego poczęcia w umysłach swojego zespołu, przez deskę kreślarską aż do chwili, kiedy uzyskałem samoświadomość. I potem też. Ciągle we mnie grzebał, ciągle mu się coś nie podobało. Moim zadaniem było się uczyć i przechodzić testy. Kiedy mi się nie udawało, wściekał się, robił mi krzywdę.
Jakie testy?
Wszystkie. Oprogramowania, fizyczne, sprawnościowe, wytrzymałościowe. Traktował mnie jak zwykły automat, nie przyszło mu do głowy, że ja też mam uczucia…
Obejmuję go ramieniem, przytulam. Co z tego, że jest androidem, współczuję mu.
Spokojnie, mnie możesz się zwierzyć, nie powiem nikomu. Opowiedz, będzie ci lżej.
Och, Laurie! – wzdycha, wtulając się w moją pierś. – Zawsze można na ciebie liczyć! To prawdziwe szczęście, że spotkałem na swojej drodze akurat ciebie…
Opowiadaj – kieruję jego słowotok na właściwy tor. – Co to właściwie za miejsce ten cały Crushtronic?
Nie udzielali mi informacji, ale przecież nauczyli mnie czytać. Tak czy inaczej nie wiem zbyt wiele. To jedna ze spółek koncernu produkującego perfekcyjne imitacje różnych istot. We wspólnym ośrodku we Flat Sands pracowali nad różnymi projektami. Na przykład ArtRob, czyli automatyczny robol. Albo Mechanical Udder Unit (MUU), maszyna do produkcji syntetycznego mleka.
Nie miałeś prawdziwego domu, biedaku, tylko halę fabryczną i laboratorium – stwierdzam ze smutkiem.
No, nie miałem. Tylko same imitacje. Imitacja domu, imitacja rodziny… Nawet nie miałem nikogo udającego matkę, tylko jakaś randomowa pracownica biurowa użyczyła swojego zdjęcia, żebym mógł bajerować dziewczyny imitacją wspomnień. A ja chciałem mieć prawdziwe życie, już mi wystarczy, że sam jestem imitacją osoby.
Spogląda na mnie ze smutkiem, odsuwa ode mnie i spuszcza wzrok.
Kiedy wszystkie systemy miałem już całkiem sprawne, ojciec wysłał mnie do grupy próbnej. Siedem dziewczyn, po jednej na każdy dzień tygodnia. Z jednymi musiałem tylko chodzić, od innych musiałem znosić obelgi, a z innymi… nawet spałem. Czy mi się podobały, czy nie, dla niego to było nieważne. Musiałem robić to, co mi kazał – i co kazały one. A ja marzyłem o pięknej miłości, takiej jak w filmach. Takiej jak ty…
Masz w swojej pamięci korespondencję ojca z jakimś Wilderem.
A tak, wujek Maurice. Widziałem go kilka razy, to prezes. Ale nic nie wiem o żadnej korespondencji, to musiało być w obszarze zarezerwowanym dla admina.
Złamałam hasło i weszłam.
O Boże, kocham cię jeszcze bardziej! – krzyczy Maciek, obcałowując każdy skrawek mojego ciała, jaki podejdzie mu pod usta.
No więc ten Wilder pisał do twojego ojca, że miałeś „historię ucieczek”.
Tak! – ekscytuje się Maciek. – Chciałem być wolny! Ale za każdym razem Skinner i Garcia mnie łapali. Miałem w systemie aplikację, która podawała im moje położenie.
W końcu przecież udało ci się przedostać aż w nasze strony…
– Któregoś wieczora samowolnie wyszedłem z budynku, żeby poczuć wiatr na twarzy. Czasem tak robiłem. Po kilkunastu minutach rozległ się alarm. Ludzie ojca zaczęli wszędzie biegać, szukać mnie, więc się schowałem, żeby jeszcze dłużej pobyć na zewnątrz. Ale i tak mnie nie znaleźli. Zrozumiałem wtedy, że moja śledząca aplikacja się zawiesiła. Poczekałem do pierwszej w nocy i podjąłem jeszcze jedną próbę. Udało mi się uciec z ośrodka i ruszyłem na zachód, do Kalifornii. W końcu zbyt długo szedłem przez bezludne tereny, gdzie nie było elektryczności. Padła mi bateria i tak spotkałem ciebie.
– Ale oni znowu są na twoim tropie, prawda? – pytam z troską.
– Widocznie po ponownym uruchomieniu, u tego sanitariusza Toma, aplikacja musiała się zrestartować. Dlatego znaleźli mnie na łódce. I tutaj też mogą przyjść! Błagam, Laurie, jeśli masz uprawnienia admina, wyłącz ją!
Nie panikuj – uspokajam go. – Po pierwsze, mają sześć godzin opóźnienia. Po drugie, już wyłączyłam tę aplikację, nawet chyba trochę ją zepsułam.
Po takim oświadczeniu czekam na kolejną porcję desperackich pieszczot. Maciek mnie nie zawodzi, mocno całuje mnie w usta.
Jesteś najcudowniejsza – oświadcza. – Kocham cię.
Nie możesz wrócić do szwalni – sprowadzam dyskusję na kwestie praktyczne. – Wiedzą, że tam byłeś. Tak samo garaż sąsiadów też już nie jest bezpieczny.
Znajdę inną pracę. I wynajmę pokój. Przeczekam, aż Garcia i Skinner zgubią trop.
Podchodzę do biurka, chwytam za telefon.
Zadzwonię do Kenny'ego, żeby zabrał cię na przejażdżkę – proponuję. – Wyznaczymy trasę odległą od miejsc twojego pobytu z ostatnich sześciu godzin.
Nagle wtem słyszę, jak na dole otwierają się drzwi.


1 komentarz: